Spływamy z prądem
W miniony weekend, wspólnie z kolegami z kancelarii, wyprawiliśmy się na spływ kajakowy Drwęcą, celem pogłębienia integracji.
O tym, jaka to piękna rzeka i jak wspaniale jest mieszkać w pobliżu Pojezierza Brodnickiego długo by opowiadać, z pewnością jeden wpis na blogu to za mało.
Jest jednak refleksja, którą muszę się z Tobą podzielić – pasję i obsesję dzieli cienka granica. 🙂
Pierwsze syndromy odkryłem jadąc wczesnym rankiem pociągiem na szkolenie, które prowadziłem w Łodzi dla Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie. Być może to specyfika terenów kolejowych, ale za oknem wydziałem tylko słupy, linie energetyczne i rury wystające z ziemi. Gdzieś pomiędzy nimi mignęła łąka albo zagajnik.
Ta perspektywa wróciła niedługo potem.
Podczas spływu mieszkaliśmy w zabytkowej 200-letniej chacie. Pewnie już się domyślasz, że w ogródku stał … słup energetyczny, całkiem nowy i zapewne legalnie wybudowany.
Naprzeciwko zaś, w podobnie zabytkowym młynie, znajdowała się czynna elektrownia wodna, a szum turbiny towarzyszył nam do później nocy.
W kolejnym dniu Drwęca rozlała się szeroko, a wartki nut zaginął zupełnie, to wszystko zaś przez dwie elektrownie wodne w Lubiczu koło Torunia.
Jak widzisz nawet w czasie wypoczynku nie jestem w stanie uciec od urządzeń przesyłowych (jak i wytwórczych), jakkolwiek bardziej martwi mnie fakt, że ludzie uciekają od rzek i odgradzają się od nich wysokimi płotami, zamiast korzystać z wielu zalet bliskości płynącej wody.
Piotrek, zapomniałeś tylko że samo koryto rzeki to wielka linia przesyłowa dla energii, która drzemie w wodzie 🙂
Dzięki Karol, jak czytam Twój komentarz, widzę że jednak nie mam obsesji 🙂
A ja Piotr chylę czoło przed Twym kunsztem 🙂 Wspaniały wpis!
Rafał
Rafał ale z Ciebie komplemenciarz 🙂 Muszę jednak przyznać, że naprawdę lubię pisać bloga i mam nadzieję, że moi czytelnicy to czują.