Nie zawsze jest tak, jak chce Sąd Najwyższy

A w terenie jak zwykle praca wre.

Dziś w ramach cyklicznego omawiania co ciekawszych orzeczeń sądów powszechnych, przeanalizujemy wspólnie postanowienie wydane przez Sąd Okręgowy we Wrocławiu w sprawie II Ca 1053/13.

W tej sprawie sąd rejonowy ustanowił służebność przesyłu na potrzeby linii energetycznej o napięciu znamionowym 110kV i przyznał właścicielowi odpowiednie wynagrodzenie. Wniosek o ustanowienie służebności został rozpatrzony pozytywnie, pomimo wybudowania linii przesyłowej w 1962 r. i to w ramach procesu inwestycyjnego, w którym przedsiębiorstwo państwowe uzyskało decyzję ograniczającą własność wydaną na podstawie art. 35 ustawy z 12 marca 1958 r.

Problemów prawnych w tej sprawie było kilka, ja chciałbym zwrócić Twoją uwagę przede wszystkim na kwestie związane z decyzją administracyjną, jest to bowiem przypadek, gdy decyzja ta dotyczyła wielu nieruchomości jednocześnie, w tym – co ważne – także gruntów państwowych.

Sąd Okręgowy oddalił apelację przedsiębiorcy, zawierając w uzasadnieniu wiele ciekawych myśli, które przedstawiam poniżej.

Odnosząc się do kluczowego zarzutu posiadania prawa do korzystania z nieruchomości wynikającego z decyzji administracyjnej sąd słusznie stwierdził, iż w okresie obowiązywania przepisu art. 128 Kodeksu cywilnego przedsiębiorstwa państwowe nie mogło nabyć praw do nieruchomości stanowiącej własność Skarbu Państwa, czy to na podstawie przepisów prawa cywilnego, czy też administracyjnego. Zasadnie również powołał ugruntowany w orzecznictwie pogląd, iż w tym okresie posiadaczem służebności mógł być wyłącznie Skarb Państwa.

Odnośnie daty, od kiedy możliwe było rozpoczęcie posiadania przez przedsiębiorstwo służebności uważam, że sąd nie do końca ma rację. Tą datą nie powinien być 1 luty 1989 r., lecz data uwłaszczenia przedsiębiorstwa państwowego na majątku pozostającym w jego zarządzie. Wynika to ze specyfiki służebności gruntowej, która wymaga rzeczy głównej – może nią być nieruchomość albo przedsiębiorstwo jako całość, jednak taka rzecz być musi, a służebność może posiadać wyłącznie osoba legitymująca się prawami do rzeczy głównej.

Sąd Okręgowy skrytykował koncepcję przedsiębiorcy odnośnie możliwości ograniczenia własności Skarbu Państwa w trybie przepisu art. 35 ustawy wywłaszczeniowej z 1958 r.

Przedsiębiorca argumentował, że Skarb Państwa nie wywłaszczył sam siebie, lecz „wyraził wolę trwałego zalegalizowania faktu posadowienia i istnienia przedmiotowej infrastruktury elektroenergetycznej na nieruchomości”, a więc decyzja ta „materializowała się w swym skutku wywłaszczeniowym” dopiero po utracie własności przez Skarb Państwa.

Stanowisko sądu jest jak najbardziej słuszne, spotykałem już koncepcje możliwości ograniczenia własności Skarbu Państwa na podstawie przepisów ustawy wywłaszczeniowej z 1958 r. – w mojej ocenie jednak jest to wprost sprzeczne z jej przepisami, jak i istotą ograniczenia własności w tamtym czasie z uwagi na przepis art. 128 K.c.

Przedsiębiorca stwierdził ponadto, że przed 1989 r. nie istniała możliwość trwałego prawnorzeczowego uregulowania funkcjonowania przedmiotowej infrastruktury, co uzasadniało konieczność uzyskania decyzji z art. 35 ustawy wywłaszczeniowej.

Sąd odrzucił ten argument wskazując, że na własnym gruncie nie trzeba pozyskiwać decyzji, żeby przeprowadzić określony proces inwestycyjny.

W mojej ocenie warto jednak zwrócić uwagę na inny aspekt tego co napisał przedsiębiorca – jeżeli przed 1989 r. nie było możliwe trwałe uregulowanie funkcjonowania infrastruktury na podstawie przepisów prawa rzeczowego, to nie można mówić o posiadaniu w tym czasie służebności. Innymi słowy, jeżeli nie było wówczas możliwe ustanowienie służebności, to nie może się ostać twierdzenie, że możliwe było jej posiadanie.

Sąd zwrócił też uwagę na fakt, iż decyzja nie może mieć znaczenia w sprawie także z uwagi na brak wykazania, jakich nieruchomości dotyczy (chodzi o brak załącznika w postaci wykazu właścicieli).

20130905_110835_1

Warto dokładnie zapoznać się z rozważaniami Sądu Okręgowego w przedmiocie złej wiary przedsiębiorcy.

Jako punkt wyjścia Sąd przyjął niemożność powoływania się na dobrą wiarę wynikającą z samego zniesienia zasady jednolitej własności państwowej, co odpowiada poglądowi Sądu Najwyższego z postanowienia wydanego w sprawie V CSK 440/12 (jakkolwiek są też poglądy odmienne).

Sąd podkreślił (podobnie jak Sąd Apelacyjny w Gdańsku w sprawie I ACa 14/13), iż służebność gruntowa powstaje zasadniczo przez zawarcie umowy, przy czym oświadczenie woli właściciela musi zostać złożone w formie aktu notarialnego, zatem brak tego rodzaju dokumentu w zasadzie wyłącza dobrą wiarę uczestnika.

Ciekawsze jest jednak co innego – przytoczę ten fragment w całości, żeby nic nie popsuć:

„Podobnie jak Sąd Rejonowy w uzasadnieniu zaskarżonego orzeczenia apelujący utożsamia dwa odrębne pojęcia: dobrej wiary oraz tytułu prawnego do korzystania z nieruchomości. Jeśli korzystanie z nieruchomości w dniu 1 lutego 1989 r. było „legalne” to znaczy, że odbywało się na podstawie tytułu prawnego (uczestnik nie wskazuje przy tym, jaki to miał być tytuł). W takim jednak wypadku nie mogło w ogóle rozpocząć biegu zasiedzenie. Ocena dobrej wiary możliwa jest tylko w razie korzystania z nieruchomości bez tytułu prawnego. Istnienie zgody właściciela na korzystanie z jego nieruchomości nie powoduje, że korzystający jest w dobrej wierze, ale skutek dalej idący, tzn. posiadanie prawa do takiego korzystania.

To odważny pogląd, pozostający w sprzeczności z orzecznictwem Sądu Najwyższego, ale też nie można powiedzieć, żeby nie znajdował uzasadnienia prawnego. Nie sposób zaprzeczyć, że istnieje ogólna reguła prawna, która pozwala sięgać po przepisy o posiadaniu rzeczy w płaszczyźnie prawnorzeczowej wtedy, gdy strony nie uregulowały swojego stosunku prawnego w formie umowy obligacyjnej. Innymi słowy, jeżeli był stosunek najmu albo użyczenia, to jednocześnie nie występowało posiadanie służebności, a ewentualne roszczenia za korzystanie z nieruchomości w przeszłości powinny być rozpatrywane w kontekście obowiązków stron umowy najmu i użyczenia, a nie na podstawie przepisów art. 224 i 225 K.c.

Trzeba jednak pamiętać, że cały czas mówimy o zgodzie na korzystanie z nieruchomości, a nie tylko o zgodzie na budowę.

Jeszcze ciekawiej jest odnośnie domniemania dobrej wiary, z którym sąd również się szybko rozprawił, tak jak poprzednio, odmiennie niż wykłada to Sąd Najwyższy:

„Stosowanie art. 7 k.c. w niniejszej sprawie było natomiast bezprzedmiotowe. Do konstrukcji domniemania prawnego należy sięgać tylko w wypadku, gdy pewne fakty nie są udowodnione w postępowaniu, natomiast jak wspomniano wcześniej, w rozpoznawanej sprawie nie ma wątpliwości co do tego, że uczestnik nie miał podstaw do przyjmowania, ze przysługuje mu prawo rzeczowe w postaci służebnością gruntowej.”

Na koniec sąd słusznie podkreślił, iż wynagrodzenie należy się właścicielowi nie tylko za korzystanie z obszaru nieruchomości, gdzie znajdują się słupy i poruszają się pracownicy przedsiębiorcy, lecz także tego, gdzie własność doznaje ograniczenia z uwagi na funkcjonowanie linii przesyłowej.

Z Sądem Okręgowym we Wrocławiu można się zgadzać albo nie, jednak z pewnością nie można mu zarzucić, iż podejmuje decyzje w sposób nieuzasadniony. Ciekawe orzeczenie, ku refleksji, że nie zawsze musi być tak jak chce Sąd Najwyższy…

Piotr Zamroch

Specjalizuję się w prawnych aspektach budowy, konserwacji i remontów urządzeń przesyłowych każdego rodzaju, na etapach ich prawnej lokalizacji, pozyskiwania praw do nieruchomości w trybie dobrowolnym i przymusowym oraz określania wartości wynagrodzeń i odszkodowań związanych z ograniczeniem prawa własności.

Podobne artykuły
Konferencja Puls Biznesu

  1. mariusz pisze:

    Witam, co w zasadzie daje taki wyrok. Ja jestem na etapie pism z gazownią(gazociąg wybudowany 1991 przez gminę i przekazany gazowni w 1992 roku). Oni twierdzą że mój ojciec wyraził zgodę na wejście w teren i to już jest ich ponieważ ojciec im na to pozwolił!?

  2. Katarzyna pisze:

    Bardzo mi się podoba punkt widzenia wrocławskiego sądu. Pochwale się i powiem, że sama taki, całkowicie intuicyjny, pogląd długo prezentowałam, nawet spierałam się na ten temat z moim prawnikiem – potem uznałam, ze w prawie intuicja laika się nie liczy i trzeba się pogodzić z faktami bo SN i tak „wie lepiej” a walka z wiatrakami nie odpowiada mojej pragmatycznej naturze:) Tym bardziej mnie cieszy, ze znalazł się sąd który widzi te kwestię podobnie (mam na myśli uznanie, ze zgoda właściciela na korzystanie jest równoznaczna z zawarciem umowy użyczenia co wyklucza możliwość rozpoczęcia biegu zasiedzenia).
    Ale właściwie to chciałam o czymś innym. Panie Piotrze, od jakiegoś czasu publikuje Pan ku pokrzepieniu dusz przykłady sądów powszechnych wydających rozsądne wyroki w duchu odmiennym od wyroków SN. Nie umniejszając ich znaczenia, moja uwagę ostatnio coraz częściej zwracają sytuacje odmienne – sądy rejonowe które wyrokują w sprawach wysokości wynagrodzenia za służebność z całkowitym pominięciem wskazówek SN albo co gorsza, z powołaniem na nie, ale połączonym z dziwaczną ich interpretacją.
    Takim wyrokiem który ostatnio naprawdę mnie zaszokował jest wyrok Sądu Okręgowego w Tarnowie z lutego tego roku (http://orzeczenia.ms.gov.pl/content/S$0142u$017cebno$015b$0107$0020Przesy$0142u/152020000000503_I_Ca_000475_2013_Uz_2014-02-03_001)
    Sąd odmówił w nim właścicielowi gruntu prawa do części odszkodowawczej wynagrodzenia za służebność przesyłu jako wyjaśnienie podając, wyrok SN z dnia 15 września 2011 r., II CSK 681/10 Zdaniem tarnowskiego sądu, sens tego wyroku SN sprowadza się do tego, ze rekompensata za utratę wartości nieruchomości przysługuje tylko wtedy, gdy szkoda ma charakter trwały i nieodwracalny (co akurat jest prawdą), zaś po ustanowieniu służebności fakt utraty wartości nieruchomości trwały i nieodwracalny nie jest gdyż, i tu cytat:
    „O takiej nieodwracalności nie można mówić w rozpatrywanym przypadku, gdyż służebność może być w późniejszym okresie zniesiona, słup usunięty, a w konsekwencji, nieruchomość wróci do stanu poprzedniego. Te okoliczności zadecydowały o obniżeniu wynagrodzenia do kwoty 1.857,50 zł.”
    Co Pan sądzi o takiej kreatywnej interpretacji wyroku SN z 15 września 2011, wyroku jak najbardziej słusznego i mądrego…?
    Nie czepiałabym się gdyby ten kuriozalny wyrok był czymś odosobnionym – bo sędzia tez człowiek, może mieć gorszy dzień, może czegoś nie zrozumieć, nie zawsze jego błędy są efektem złej woli i stronniczości. Jednak mam wrażenie, że sądy niższych instancji ostatnio coraz bardziej rozpaczliwie próbują pomagać firmom przesyłowym unikania płacenia wynagrodzeń uwzględniających utratę wartości nieruchomości i chwytają się w tym celu rożnych nieetycznych sposobów. A to ustanowią służebność w pasie bezpośrednio pod urządzeniami bez strefy ochronnej, a to potraktują ziemię budowlaną jako rolę, a to znowu stwierdzą, ze przecież służebność kiedyś może być zniesiona więc nie ma trwałej utraty wartości…
    Ciekawe czy ci sami sędziowie odmawiają wypłaty odszkodowań ofiarom błędów lekarskich tłumacząc to tym, ze nauka idzie naprzód i może pacjent nie zawsze będzie jeździł na wózku, ergo odszkodowanie za utratę zdrowia nie przysługuje:))

    • Piotr Zamroch pisze:

      Pani Katarzyno,
      w mojej ocenie wynika to raczej z braku pogłębionej analizy orzecznictwa SN w zakresie wynagrodzenia niż złej woli. Znaczenie ma też oczywiście brak ujednolicenia metodologicznego wycen – w zależności od spojrzenia na sprawę konkretnego biegłego dostanie Pani wartość skrajnie różną. Niestety jednak nie mogę powiedzieć, że nie ma Pani racji odnośnie trudnej sytuacji właścicieli dla tzw. zaszłości. Jeżeli statystycznie miałbym spojrzeć na rzeczoznawców oraz sądy, w mojej ocenie większość wykazuje postawy propaństwowe. Piszę umyślnie propaństwowe, bo tak niestety należy postrzegać ten problem – największe spółki przesyłowe to krajowi czempioni, silnie wspierający budżet Państwa. Osobiście życzę im zdrowia i sukcesów, jednak moje poczucie sprawiedliwości wygląda nieco inaczej niż obserwuję to w polskiej rzeczywistości. Żeby jednak nie pisać o sobie, bo zaraz ktoś mi zarzuci, że jestem zainteresowany osobiście w uzyskiwaniu „rzekomych odszkodowań” jak to był łaskaw jeden pan określić – kiedy opisuję sytuację właścicielom nieruchomości, którzy osiedlili się w Polsce z krajów Europy Zachodniej, nie chcą mi wierzyć, że mamy taką właśnie sytuację prawną w zakresie rekompensaty za ograniczenie własności.
      Problemem i to dramatycznym jest też brak udziału właścicieli nieruchomości (organizacji ich reprezentującej) w debacie publicznej, w procesie konsultacji społecznych projektów ustaw.

      • Katarzyna pisze:

        Oj, to prawda. Mnie sprawy przesyłowe wciągnęły na tyle, ze rozmawiam o nich ze wszystkimi znajomymi (poza tymi którzy mówią, żebym już przestała przynudzać:) Zauważyłam, ze Polacy dość często reagują w sposób, jak to Pan określił „propaństwowy” – np. delikatnie zwracają mi uwagę, ze przez te „miliardy” dla właścicieli może podrożeć prąd… Ludzie Zachodu reagują zupełnie inaczej, są zaszokowani tym, ze ktoś może w ogóle kwestionować to, ze należy zrekompensować właścicielowi niemożność zabudowy gruntu budowlanego czy straty w nasadzeniach leśnych albo uprawie gruntu rolnego. Do łez rozbawił mnie pewien znajomy Norweg, który powiedział żebym się nie martwiła – skoro nie mogę się dogadać z przedsiębiorcą to trzeba iść do sądu a sąd już wszystko to ładnie przedsiębiorcy wytłumaczy i szybko przyzna mi tyle ile straciłam plus dodatkowe odszkodowanie za zmarnowany czas. Trzeba było widzieć jego minę, gdy powiedziałam, ze moja sprawa jest w sądzie już 3 lata, końca nie widać a sędzia coraz częściej wygłasza „propaństwowe” uwagi sprawiające, ze myślę już raczej o apelacji niż o wygraniu sprawy.
        Myślałam tez o takiej organizacji o jakiej Pan pisze. Zastanawiam się, jak to jest – niby jest nas tylu naprawdę wkurzonych na państwo obywateli a jednak nikt nie próbuje nawet takiej organizacji zakładać (łącznie ze mną…). Widzę dwie przyczyny takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, sprawa mimo wszystko nie jest dla nas aż tak ważna – tu nie chodzi przecież o nasze niepełnosprawne dziecko czy bankructwo naszej firmy wynikłe z bezprawnych działań organów państwa, skarbowych czy celnych. Mimo wszystko to są tylko pieniądze i to nie zawsze bardzo duże. Po drugie, grupa właścicielska jest bardzo zróżnicowana a interesy jej członków bywają sprzeczne. Sama muszę przyznać, ze nie wszyscy zgłaszający roszczenia odszkodowawcze wobec firm przesyłowych budzą we mnie poczucie solidarności…

        • Józef pisze:

          Uważam, że już najwyższy czas aby właściciele utworzyli własną reprezentację jako przeciwwagę do poczynań lobbystów i zaczęli lepiej bronić swoje interesy. Podobnie jak Pani żyję sprawami służebności i mam łącznie 4 sprawy w sądzie z tym związane. Najstarsze ciągną sie od końca 2011r. i nie widać , jak na razie ich końca, chociaż są w pierwszej instancji.

          Stąd proponuję zainteresowanym aby zorganizować spotkanie właścicieli nieruchomości.
          Moge zabezpieczyć na spotkanie miejsce w którym to by się odbyło.

          W rachubę może wchodzić restauracja z parkingiem bezpłatnym lub szkoła położona obok, w terminach 05 lub 12 kwiecień ( sobota ) godz. np 15.

          Miejsce spotkania położone jest bezpośrednio przy trasie krajowej nr 11 – 3 km od Olesna, trasie biegnacej od Poznania do Gliwic.

          W razie potrzeby podam nr swojej komórki.

          • Józef pisze:

            Mój wpis to nie prima aprylisowy żart a jakoś nie ma na niego żadnego odzewu.
            To źle rokuje interesom właścicieli, którzy nie podejmują wcale tematu organizacji, która mogłaby je chronić w wiekszym stopniu i występować w ich interesie.
            Jak wiadomo, w niedługim czasie uchwalony przez PFSRM projekt KSWS 4 ma być przesłany do MI w celu akceptacji. Moim zdaniem, jako szkodzący interesom właścicieli powinien być w dużej mierze poprawiony. O błędach w tym projekcie pisałem w jednym z wpisów.
            Najwyższy czas aby utworzyć organizację reprezentującą właścicieli, bo po akceptacji takiego projektu KSWS4 przez MI będzie za późno.
            I będzie jak zwykle w przysłowiu- ,, Polak mądry po szkodzie”.
            Rozumiem,że moja propozycja, z różnych względów, nie odpowiada uczestnikom bloga, stąd jestem otwarty na rzeczowe propozycje innych blogowiczów.

          • Katarzyna pisze:

            Panie Józefie, już pisałam co moim zdaniem stanowi problem a Pana wpis jest tego problemu doskonałą ilustracją. Pan ostro krytykuje nowy KSWS4 a ja czekam z niecierpliwością na jego uchwalenie, bo bardzo mi zależy by biegły w mojej sprawie był zobligowany do respektowania tego co w nim zapisano.
            Nasze interesy są więc rozbieżne. Ludzie jednoczą się w organizacje głównie wtedy, gdy cel jest jasny a rozbieżności dotyczą detali – tak jest np w przypadku protestów opiekunów niepełnosprawnych dzieci które obecnie obserwujemy. Z nami, właścicielami obciążonych nieruchomości jest inaczej. Przyznam się teraz, że sama parę lat temu próbowałam wspólnie z grupą znajomych stworzyć zalążek takiej organizacji, na początek miała to być strona internetowa. Nic z tego nie wyszło, bo bardzo szybko okazało się, ze każdy z nas ma inne wyobrażenia o tym co należy robić, jaki cel chcemy osiągnąć i w jaki sposób.

  3. Adam pisze:

    Dzięki za wykład Bydgoszczy był ciekawy no i mam książkę zaczynam czytać

  4. Przemek pisze:

    Panie Piotrze
    Odnosząc się do sprawy II Ca 1053/13, to zgodzi się Pan zapewne, że diabeł tkwi w szczegółach czyli w stanie faktycznym sprawy. Z Pana opisu wynika, że linia została wybudowana w 1962r. na podstawie decyzji administracyjnych, a w szczególności wydana została zbiorcza decyzja w trybie art.35, w tym w odniesieniu do gruntów Skarbu Państwa, które zapewne dopiero po 1989r. stały się własnością wnioskodawcy lub jego poprzednika.
    Rzeczywiście na zdrowy rozum są wątpliwości, czy przedsiębiorstwo państwowe mogło już posiadać służebność od 01.02.1989r. Intryguje mnie jednak inna rzecz, tj. sytuacja w której linia energetyczna została „za komuny” wybudowana na gruncie państwowym, czyli cywilistycznie Skarb Państwa właściciel przedsiębiorstwa energetycznego wybudował na swoim państwowym gruncie linię. Po 1990r. grunty z liniami zostały sprzedane osobom fizycznym. Jeżeli przyjmiemy, że pewnego pięknego magicznego dnia (czy to 01.02.1989 czy to np.05.12.1990 – uwłaszczenie z mocy prawa) pp rozpoczęło posiadanie służebności „przeciwko Skarbowi Państwa”, a wynikało to ze zmian ustrojowych, zniesienia 128 kc czy uwłaszczenia przedsiębiorstw itp. itd. to czy w Pana ocenie jest w ogóle możliwe przyjęcie, że na moment wejścia przedsiębiorstwa państwowego w posiadanie służebności, to pp było w złej wierze. Takie rozumowanie jest chyba absurdalne. Jeżeli zaś przyjmiemy wszędzie tam, gdzie na ten tzw. magiczny dzień linie przesyłowe zostały wybudowane przez Sk.Państwa na gruntach wtedy Skarbu Państwa, to konsekwentnie powinniśmy przyjąć, że w takich stanach faktycznych doszło do zasiedzenia służebności w dobrej wierze po upływie 20 lat czyli bądź to 01.02.2009, bądź np. 05.12.2010.
    Jest to bowiem sytuacja całkowicie odmienna od tej gdy przed 1989r. były zajmowane prywatne grunty na cele budowy linii przez Skarb Państwa (cywilistycznie) a praktycznie przez wysunięte w teren państwowe przedsiębiorstwa energetyczne, gazowe, wodociągowe, telekomunikacyjne . Trudno bowiem postawić znak równości w przypadku spadkobierców właściciela, który został przed laty dotknięty np. słupami czy gazociągiem, a sytuacją biznesmena, który masowo skupował od Skarbu Państwa w ostatnich latach grunty i to często rolne na których urządzenia liniowe już od lat istniały i nabywca był świadom ich istnienia, (a częstojeszcze ich istnienie obniżało cenę transakcyjną), a teraz po przekwalifikowaniu gruntów na przemysłowe czy budowlane domaga się milionowych wynagrodzeń.
    Bardzo byłbym ciekaw Pana opinii w tej sprawie.

    • Piotr Zamroch pisze:

      Panie Przemku,
      nie uważam, żeby przyjęcie złej wiary było absurdalne, bo w tym zakresie jest sporo orzeczeń Sądu Najwyższego tak właśnie rozstrzygających kwestię złej lub dobrej wiary, choćby niedawne V CSK 440/12. W sądach powszechnych stanowiska są podzielone, część sądów przyjmuje dobrą wiarę, odwołując się do panujących wówczas stosunków, część złą podkreślając powinność zorientowania się przez przedsiębiorcę, że korzysta z cudzej rzeczy, a za darmo nic na tym świcie nie ma.
      Końcowa część Pańskiej wypowiedzi sugeruje, że jest Pan krytycznie nastawiony do osób dochodzących roszczeń, szczególnie tych które kupują obecnie grunty, następnie starają się o milionowe odszkodowania. Osobiście mam mniej negatywny niż Pan stosunek do tego zjawiska – to element gry rynkowej, czy mówiąc potocznie każdy orze jak może. Przedsiębiorca w takim przypadku dysponuje zarzutem w zakresie powinności przyjęcia ceny gruntu już obciążonego infrastrukturą, zatem bez składnika odszkodowawczego. Ponadto może zgłosić zarzut zasiedzenia, co czyści roszczenia w całości. Zatem obie strony ryzykują. Osobiście nie podoba mi się szczególnie pomysł skupowania gruntów i ich przekształcania, żeby wymóc na przedsiębiorcach duże odszkodowania, ale tak jak napisałem, to normalne zjawisko rynkowe, przeciwko któremu przedsiębiorcy są w stanie się bronić, sądy też nie muszą być ślepe na takie pobudki.
      Proszę jednak spojrzeć na problem szerzej – irytują Pana kombinatorzy, a czy nie żal Panu tysięcy normalnych ludzi, którzy zostali bez rekompensaty z uwagi na zarzut zasiedzenia służebności stworzony w 2003 r. a rozciągnięty na stany z przeszłości – wcale nie naciągaczy, ani kombinatorów, lecz normalnych ludzi, którym obecnie doradzam, żeby dali sobie spokój z dochodzeniem roszczeń, bo nic nie dostaną, a jeszcze stracą parę ładnych tysięcy złotych.
      Po obu stronach sporu występują zjawiska i postawy skrajne, jakkolwiek z własnego doświadczenia wiem, że można osiągnąć kompromis, jeżeli wykaże się zrozumienie dla sytuacji w jakiej znajduje się przeciwnik.
      Podsumowując zatem dostrzegam argumenty zarówno dla złej, jak i dobrej wiary, to naprawdę nie jest prosty problem.

  5. Piotr pisze:

    A czy spółdzielnia w likwidacji może ustanowić służebność ?

    • Piotr Zamroch pisze:

      Panie Piotrze,
      nie jestem specjalistą w zakresie prawa spółdzielczego, jednak w mojej ocenie przeszkodą dla ustanowienia służebności może być przepis art. 119 § 2 Prawa spółdzielczego: Likwidator nie może zawierać nowych umów, chyba że jest to konieczne do przeprowadzenia likwidacji spółdzielni.

  6. Józef pisze:

    Pani Katarzyno!
    nie jestem takim pesymistą jak Pani, co do mozliwości utworzenia jakiejś formy reprezentacji właścicieli nieruchomości. Pomimo wszystko uważam, że interesy właścicieli są zasadniczo takie same lub co najmniej podobne, chociaż na pierwszy rzut oka moga wydawać się rozbieżne. Przecież głównym spoiwem takie organizacji jest na pewno ,, odpowiednie” wynagrodzenie za służebność i bk.
    A właśnie w tej chwili mogą zadecydować się losy uchwalonego przez PFSRM standardu, który bez naszego udziału może być zatwierdzony przez MI i stanie się prawem.
    Uważam, że KSWS4 musi być obiektywny i oparty o przepisy prawa a w szczególności o Konstytucję RP. Nie może być szyty pod moje, Pani czy jednostkowe interesy właścicieli. To mają być ramy w których w poruszać się mogą biegli.
    Nad takimi ramami pracują stowarzyszenia biegłych, wydając kolejne wersje standardów i mających za jeden z głównych celów komplikowanie zagadnienia, co ma wywołać rozszerzanie uprawnień i nieustające zapotrzebowanie na ich usługi. Przykładem tego są próby powoływania bez żadnego uzasadnienia nowego biegłego od budowy poszczególnych rodzajów linii przesyłowych, chociaż z norm, wprawdzie nie bezwzględnie obowiązujących, można odczytać bez udziału biegłego szerokości stref,.. nieuwzględnianie wszystkich elementów, koniecznych do ustalenia odpowiedniego wynagrodzenia i wiele innych zarzutów, które zamieściłem w wpisie oceniającym ostatnią wersję KSWS4.
    Musimy też szukać i przeciwdziałać, na miarę swoich możliwości, orzecznictwu sądów, które coraz bardziej biorą pod uwagę interesy pp a nie nasze -właścicieli. Nie możemy być karani przez władzę sadowniczą za to, że jesteśmy akurat ,,szczęśliwymi ” posiadaczami nieruchomości. Jeżeli jesteśmy faktycznie w Państwie Prawa to zgodnie z Konstytucją jedynie ustawa a nie inne źródło prawa jest podstawą ograniczenia własności.
    Takim ,, prawotwórczym” źródłem są niektóre orzeczenia SN, których błędne rozstrzygnięcia są rolowane w dalszych orzeczeniach sądów niższych instancji, ze szkodą dla właścicieli.
    Jeżeli Państwo chce aby naprawić wcześniejsze błędy popełnione wobec pp, przy likwidacji jednolitej właśnosci państwowej, skutkujące potencjalnym dużym wzrostem cen przesyłanych mediów, to musi sprawić aby koszty całej operacji nie ponosili tylko,, szczęśliwi” właściciele ale i reszta społeczeństwa. Inaczej mamy do czynienia z przekroczeniem art. 32 Konstytucji RP, mówiącym o równości wobec prawa.
    W Państwie Prawa, jakim podobno jest Polska, jest możliwe włączenie poprzez system podatkowy i rozłożenie takich ciężarów na obywateli nie będących właścicielami. I taka zasada byłaby, moim zdaniem, realizacją zasady sprawiedliwości społecznej. Proponowane przez autorów standardów i stosowane przez sądy do wyliczeń wynagrodzenia, różne współczynniki uwzględniające lokalne potrzeby społeczne to zaprzeczenie równości.
    Chyba, że będzie to proporcjonalny udział właściciela nieruchomości w kosztach obejmujących lokalną społeczność.
    Duża część społeczeństwa nisko ocenia polski wymiar sprawiedliwości. Przykłady uzasadniające taką tezę można mnożyć. Sytuacja w naszym obszarze zainteresowań też jest b. daleka od ideału. Stąd organizacja włascicieli nieruchomości mogłaby pokazać, że jesteśmy grupą świadomą naszych praw i broniącą naszych praw w dostępny nam sposób.
    Jako właściciele musimy być świadomi, że jak dotąd jesteśmy,, dojną krową ” dla pp, budżetu państwa za którego błędy w przeszłości płacimy obniżaniem naszych wynagrodzeń, biegłych sądowych i naszych pełnomocników procesowych, którzy też często nie są zainteresowani szybkim kończeniem spraw.
    Ponadto cały czas w tle działa b. silne lobby pp, czego liczne przyklady znajdziemy również na tym blogu.
    Stąd uważam Pani Katarzyno, że zadaniem stowarzyszenia nie powinny być jednostkowe sprawy a tworzenie i promowanie własnych rozwiązań ramowych uwzględniających również sprawy jednostkowe.
    Zdaję sobie sprawę, że nie wyczerpuję tematu ewentualnego powołania organizacji właścicieli, stąd liczę na szerszy odzew blogowiczów i podjęcie tego tematu.
    Pamiętajmy: nieobecni nie mają racji.

Napisz komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *